Od kilku dni wędrowałam po bagnach. Były to bardzo dziwne tereny, pełne nieznanych mi dotąd stworzeń. Dokuczał mi głód, lecz nie mogłam odnaleźć niczego, co przypominałoby normalne jedzenie. Nagle pod jednym z drzew dostrzegłam małego, białego króliczka, z czego ogromnie się ucieszyłam. Rzuciłam się na zwierzątko i chwyciłam je za kark. Zaczęło robić się bardzo ciężkie, nie mogłam go utrzymać. Królik opadł na ziemię, zaczął rosnąć i rosnąć. Po chwili zamienił się w olbrzymiego, 3 - metrowego potwora, z rogami i bardzo długimi pazurami, którymi ciął na oślep. Zdołałam uniknąć ataków. Skoczyłam do gardła bestii, lecz było jak z żelaza. Pozostała mi jedynie ucieczka, co niezbyt mi się podobało. Biegłam do przodu, co chwila hacząc o jakieś ciernie, gałęzie, przeprawiałam się przez gęste, brudne bajora, wciąż czując na grzbiecie ciepły oddech potwora. Kiedy wybiegłam na środek jakiejś polany, królik zawrócił i znów przemienił się w maleńkie, puchate zwierzątko. Odetchnęłam z ulgą - byłam podrapana, brudna i nie wiedziałam, gdzie jestem, ale żyłam. Od tyłu usłyszałam czyjeś kroki, gwałtownie się odwróciłam.
- Jejku, co Ci się stało? - spytała biała wadera, uważnie mi się przyglądając
- Cóż, to długa historia, zacznę od początku. Mam na imię Swiftkill... - opowiedziałam o wszystkim, co przydarzyło mi się do tej pory - ...No i nagle zaatakował mnie olbrzymi królik, a wtedy...
- Królik? - wilczyca parsknęła śmiechem - Mały, puchaty, króliczek?
- Nieee, to nie było tak, bo widzisz... - chciałam kontynuować, jednak moja nowa znajoma zaczęła tarzać się po trawie ze śmiechu. Usiadłam i poczekałam, aż jej przeszło, co chwilkę trwało.
- Wybacz, rozbawiłaś mnie. Mam na imię Nesta, jestem alfą Watahy Porannej Rosy. Może chciałabyś dołączyć?
- Oczywiście! - ucieszyłam się - Więc... Może ktoś byłby tak miły i oprowadził mnie po pozostałych terenach, bo bagno już znam aż za dobrze... - spojrzałam spode łba na mroczny zakątek, lecz po chwili się uśmiechnęłam
< Nesta, dokończysz? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz