piątek, 3 maja 2013

Od Sayony do Tajfuna

Nesta przyjęła mnie do watahy. Byłam szczęśliwa, jednak gnębiło mnie wspomnienie, rana, która na pewno szybko się nie zagoi. Mimo to starałam się okazywać jak największą wdzięczność. Nesta pokazała mi wszystkie tereny watahy oraz moją jaskinię. Podziękowałam jej i weszłam do groty. Była chłodna i przyjemna. Położyłam się wygodnie na środku i zasnęłam.
***
Obudziłam się. Był wczesny poranek. Wyszłam z jaskini. Zdziwiłam się. Wszędzie na trawie leżały kropelki rosy. Uśmiechnęłam się pod nosem. "Już wiem dlaczego wataha nazywa się Watahą Porannej Rosy." Ruszyłam do wodopoju lekkim truchcikiem. Było pięknie: ptaki śpiewały, słońce grzało, wiał lekki wietrzyk... Czułam zapach innych wilków, ale nie niepokoiłam się, bo nawet nie znałam członków watahy. Postanowiłam, że później poproszę Nestę, żeby mnie wszystkim przedstawiła. Rozchyliłam krzaki. Serce mi podskoczyło, ale zaraz się uspokoiłam. Na brzegu leżał jakiś wilk. Pomyślałam, że pewnie należy do naszej watahy. Gdy wyszłam z krzaków odwrócił się. Poczułam, że staję się cała czerwona. 
-Eee... Hej. - powiedziałam i do niego podeszłam - Jestem Sayona.


Tajfun?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz