czwartek, 23 maja 2013

Od Tajfuna do Sayony

Zajadaliśmy się ze smakiem jeleniami i co chwile zerkaliśmy na siebie. W pewnej chwili na policzkach Sayony pojawiłu się urocze różowe plamki. Uśmiechnąłem się i spuciłem głowe.
-Ale sobie pojadłam.-oznajmiła Sayona.
-Ja też.-przyznałem.
- To co teraz porobimy?-zapytała.
-Wiesz, może teraz trzeba spalić te kalorie.-zaproponowałem.
-Co masz na myśli?-zaciekawiła się.
- Chodź pobiegamy.-rzuciłem.
Sayona pokiwała głową i zaczęła truchtać. Pobiegłem za nią. Wbiegliśmy do lasu, gdzie z ziemi wyrastału korzenie. W pewnej chwili Sayona obruciła się żeby zobaczyć czy biegne za nią. Z tego powodu potknęła się o jeden z korzeni. Na nic nie czekałem i nim zdążyła upaść, złapałem ją.


Sayona?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz