wtorek, 14 maja 2013

Od Sayony do Tajfuna

Byłam gotowa. Czekałam na znak Tajfuna. Po chwili wybiegł z krzaków, a spłoszone jelenie rzuciły się do ucieczki. Wtedy ja też się na nie rzuciłam. Wyskakując zabiliśmy dwa, a potem zdąrzyliśmy jeszcze upolować trzeciego. Gdy ostatnia ofiara padła na ziemię, chcieliśmy mieć pewność, że nie żyje. Schyliliśmy się i wtedy mój nos dotknął jego. Przez chwilę nic nie robiliśmy, tylko patrzyliśmy sobie w oczy. Po kilku chwilach zaczęliśmy w milczeniu zjadać jelenia.

Tajfun :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz