wtorek, 14 maja 2013

Od Sayony jak znalazłam skarb

Był wieczór. Szłam do jaskini, gdy nagle zobaczyłam Nestę. 
-Cześć Nesta. - przywitałam się. 
-Hej Sayona. - zauważyłam, że trochę się denerwuje.
-Coś nie tak? - zapytałam. Zaczęła przebierać z łapy na łapę.
-Właściwie to tak. Soren ma jakąś dziwną chorobę..
-A co się dzieje? Spróbuje pomóc. - powiedziałam z pewnością. Nesta popatrzyła na mnie z wdzięcznością. 
-Dzięki. Chodź za mną - i poprowadziła mnie do swojej groty. Weszłyśmy. Na posłaniu z liści leżał Soren. Był bardzo blady i miał jakąś wysypkę. Podeszłam do niego. Wyglądało to strasznie. Nie wiedziałam jaka to choroba i jak ją leczyć.
-I co? Wiesz? - spytała mnie zatroskana Nesta. Już chciałam zaprzeczyć, gdy przypomniała mi się historia mojej babci. "Gdzieś głęboko w górach znajdziesz skarb. Uleczy on wszystkie rany i skaleczenie, a nawet ożywi. Jednak, żeby go zdobyć przejdziesz daleką drogę. Ciężka to będzie przeprawa." Nie wierzyłam w za bardzo w historię babci, ale co niby miałam powiedzieć?
-Nie wiem jaka to choroba, ani nie wiem jak ją leczyć - odezwałam się cicho. Zauważyłam, że do oczu Nesty napływają łzy. - Ale chyba coś mi przychodzi do głowy. Będę musiała wyruszyć na wyprawę po przedmiot, który wszystko uleczy.
-Naprawdę? - Nesta otarła łzy. Skinęłam głową.
-Zaczynam już teraz. - i wybiegłam z jaskini.
cdn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz