sobota, 29 czerwca 2013
Od Alishynore z Arveną i Set`em - Jak dołączyliśmy do watahy?
W domu rodzinnym było mi dobrze, ale czegoś mi brakowało.Brakowało.. brakowało przygody.. powiadomiłam rodziców, że wyruszam w świat i może kiedyś wrócę, i.. i żeby się o mnie nie martwili.Wyjaśniłam to wszystko przy alfie.Następnie odbyło się przyjęcie pożegnalne na moją cześć.Następnego dnia, późnym wieczorem, po kilku godzinach podróżny znalazłam pewną watahę, która mi się spodobała.Postanowiłam jeszcze trochę posiedzieć na granicy, aby zaobserwować członków i inne wilki.Ujrzałam tam pewną wilczycę Carmen.Wiedziałam, że skądś ją znam tylko za żadne skarby nie wiedziałam skąd.Po kilku dniach już jej nie było w watasze.Pewnie została zabita, pomyślałam, albo odeszła.Hmm... ta wataha nie była dla mnie skoro tak mają traktować członków, pomyślałam ponownie i ruszyłam w świat.Lecz żadna wataha nie była tak dobrą z jakości watahą niż tata i każda po dwóch dniach mnie wywalała.Byli.. po prostu.. źli... Wędrowałam po pustyni.Przy oazie były bawiące się, młode wilczki.Podeszłam do nich, ale one uciekły.Schowałam się słysząc nadchodzące wilki samotniki - z tymi szczeniętami.Uznali, ze tam nikogo nie ma i to tylko pustynne halucynacje.Wilczki chyba się na to nie nabrały, ale nie mówiły rodzicom, aby nie zrobić z siebie ''kre*ynów''. Dały spokój.Ja w tamtym ''kącie'' już zostałam i codziennie obserwowałam szczenięta..Pewnej nocy obudziłam się napięcie z zapachem krwi w nosie.Weszłam w środek oazy.Matka młodych już nie żyła, a obcy wilk w masce walczył z ich ojcem.Zaatakowałam wilka od tyłu i zaczęłam gryźć, ale wilk zrzucił mnie na skałę.Walnęłam w nią mocno i.. zemdlałam.. Zanim zamknęły mi się już zupełnie oczy, zobaczyłam w rozmazanych obrazie jak samiec pada na ziemię koło swojej żony, a szczeniaki uciekają.Nic więcej.. nic.. Minęła godzina.Zbudziłam się rankiem i poczęłam poszukiwać wilczki.Zwłoki jeszcze leżały na piasku, a dookoła nich wielka kałuża krwi.Nagle coś niepostrzeżenie zwróciło moja uwagę.To były malutkie, wilcze ślady.Wywąchałam ich zapach i pobiegłam tam dokąd prowadzą.Zaprowadziły mnie pod pewne drzewko.Leżały tam skulone w siebie szczenięta.Łza potoczyła mi się po oku.Przytuliłam się do nich mocno.Zbudziły się.Niemały uciekać, lecz skromnie się przywitały.Wyjaśniliśmy sobie wszystko etcetera, etcetera.. Postanowiłam je przygarnąć i zastąpić matkę.Traktowały mnie jak ciocię.Tak więc nią zostałam.Wedrowaliśmy wiele dni i nocy.Zwierzyny nie było dużo.Ja sama nie jadłam tylko oddawałam wszystko młodym, a zostałe z tego resztki - zjadłam.Wyszliśmy z pustyni.Wędrówki drogi się zakończyły.W pustych i przesiąkłych jaskiniach znajdowaliśmy dotychczas schrony.Nie spuszczałam szczeniąt z oka ani na sekundę.Nie tylko one czuły smutek i żal z powodu rodziców.Aż znowu trafiliśmy do tamtej watahy, gdzie pewnie zginęła jako tako ''Carmen''. Nie miałam innego wyjścia.. uchowałam szczenięta w krzakach i sama wstąpiłam na ich tereny, aby upewnić się czy szczeniakom nic nie będzie tam grozić.Z alfą wszystko sobie wyjaśniliśmy.Po dwóch dniach dopiero powiedziałam alfie o szczeniętach, które mam ze sobą, a wcześniej - tylko improwizowałam, żeby dowiedzieć się jak najwięcej.Nesta, bo tak miewała się alfa watahy, oznajmiła, że wilczki będą czuły się tu swojo i mogę swobodnie je tu przyprowadzić, a zresztą - są tu już dwa wilczki.Zrobiłam tak jak mi powiedziała.Samiczka miała na imię Arvena, ale jej przezwisko było Liza, a jej brat po prostu Set.Zauważyłam, że Arvena zapatrzyła się w Damon`a, a Set w Deilę.To też były szczeniaki.Pomyślałam, że się trochę zakochały, ale to już była nie moja sprawa tylko szczeniąt.Tak znalazłam tu swój dom i nadzieję na nowe życie....
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz