piątek, 7 czerwca 2013

Od Ifus do Tajfuna i Sayony

Latałam nad stepem. Widok był przepiękny. Nagle w jednym wąwozie zauważyłam jakiś ruch. Zniżyłam lot. To była....Sayona! Wisiała na korzeniu, który lada chwila mógł się oderwać. Przełknęłam ślinkę. Sama jej nie uratuję.
-Trzymaj się! Idę po pomoc! - zawołałam i poleciałam do naszej watahy. Chciałam znaleźć pierwszego, lepszego wilka z naszej watahy. Wpadłam na Tajfuna.
-Dzięki Bogu! Tajfun! Szybko! Sayona zaraz spadnie, a ja nie mam siły chodź szybko! - zawołałam. Był chyba trochę zdezorientowany, ale po chwili kiwnął głową i zaczął biec. Poleciałam. Biegł dość szybko. W końcu dobiegliśmy. Sayona chyba ledwo co się trzymała. Widocznie traciła siły. Popatrzyłam ze strachem na Tajfuna.
Tajfun? Sayona?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz