wtorek, 11 czerwca 2013

Od Sayony cd. Jak znalazłam towarzysza?

Leciałyśmy. Gdy tak patrzyłam w dół na zwierzęta wydawały się być mrówkami. Wiatr przyjemnie rozwichrzał moją grzywkę. Na horyzoncie widniał już zarys gór. Leciało się o wiele szybciej niż wtedy, gdy szłam na piechotę. Znudzona monotonnym łopotaniem skrzydeł Wenus przymknęłam lekko oczy. Po okołu 30 minutach obudziłam się pod mocnym wstrząśnięciem. 
-Hę co się dzieje? - zapytałam nieprzytomnie. A, Wenus zniżała lot. Zaraz wylądujemy. Wokół nas stały majestatyczne góry. Polanka, na której wylądowałyśmy była nieduża. Był na niej duży kamień z którego wylewała się woda i tworzyła malutkie źródełko. Napiłyśmy się.
-No, to gdzie one mogą być? - zapytałam. Wenus pokazała mi dużą, czarną górę położoną dość daleko.
-Dlaczego nie mogłaś podlecieć bliżej? - zapytałam z wyrzutem. Zaśmiała się nieprzyjemnie.
-Bo by nas zobaczyli i uratowanie Nesty i Sorena spełzłoby na niczym. Poza tym, gdyby już nas wypędziły, wzmocniłyby straże i drugie podejście było by niemożliwe - powiedziała filozoficznie.
-A, no tak. - powiedziałam z głupią miną. -No więc idziemy!
Zaczęłyśmy iść kamienną ścieżką w stronę góry...
Cdn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz